Tekst: Kamil Novák
Od najmłodszych lat jeździłem z rodzicami w góry i uprawiałem narciarstwo biegowe. A przez ostatnie 8 lat dodałem jeszcze karabin sportowy, ponieważ moje córki zaczęły uprawiać biathlon. Około 14 lat temu postanowiłem spełnić marzenie z dzieciństwa i wystartować w długodystansowym cyklu World Loppet Ski Classics. Zacząłem od czeskiego klasyka Izerskiej Pięćdziesiątki, a następnie co roku brałem udział w co najmniej jednym innym wyścigu.
Dziś mam na koncie 13 wyścigów w 12 krajach w Europie i Ameryce Północnej. Najlepsi sportowcy na świecie rywalizują w tych wyścigach razem z hobbystami takimi jak ja, co jest wyjątkowe. Niewiele osób ma okazję grać w piłkę nożną z Messim, hokeja z Jagrem czy koszykówkę z Magic Jordanem. Tutaj natomiast jeździ się z mistrzami świata i mistrzami olimpijskimi, takimi jak Peter Northug, Thomas Alsgaard i Dario Cologna. Oczywiście jesteś z nimi tylko na początku, a potem szybko znikają za horyzontem… Ale mimo to zawsze jest to niezapomniane przeżycie.
Każdy biegacz narciarski chce ukończyć narciarski Wielki Szlem – w sumie są to cztery wyścigi – Izerska Pięćdziesiątka, Marcialonga we Włoszech, Birkebeinerrennet w Norwegii i oczywiście największy wyścig na świecie, Bieg Wazów w Szwecji. Każdy z nich jest specyficzny, Jizerka ma najtrudniejszy profil, ale znowu ma „tylko” pięćdziesiąt kilometrów długości. Marcialonga ma 70 km długości, a ostatni niezwykle trudny podbieg do mety w Cavalese jest szczególnie ciężki. Każda wioska na trasie ma swój własny punkt gastronomiczny, grają zespoły, a na trasie ustawiają się tłumy ludzi.
Norweski wyścig ma jedną ciekawą cechę – jedziesz z plecakiem o wadze co najmniej 3,5 kg, na cześć małego księcia uratowanego przed śmiercią przez straż królewską, która przekroczyła opuszczone norweskie góry. Nawiasem mówiąc, ten wyścig ma najlepszą atmosferę. Wokół całej 54-kilometrowej trasy znajdują się setki, a może i tysiące widzów, którzy żyją wyścigiem, budują igloo, pieką mięso, piją piwo, a co najważniejsze dopingują każdego zawodnika bez względu na narodowość.
I wreszcie, oczywiście, król biegów długodystansowych – 90-kilometrowy Bieg Wazów w Szwecji. Już sam start, gdy 15 800 narciarzy wybiega na trasę za jednym strzałem z karabinu, przyprawia o gęsią skórkę każdego entuzjastę biegów narciarskich. W Szwecji każdy narciarz biegowy „musi” zaliczyć ten bieg przynajmniej raz w życiu. Na przykład, jeśli spotkam Skandynawów na targach i wspomnę mimochodem o Biegu Wazów, od razu jestem „ich”. Cała Skandynawia jest oddana temu sportowi, a narciarstwo biegowe jest tam sportem narodowym numer jeden.
Przez lata udało mi się zostać 5 555-tą osobą na świecie, która ukończyła Gold Loppet – co oznacza ukończenie co najmniej 10 wyścigów w dziesięciu krajach na dwóch kontynentach. A przypływ adrenaliny po ukończeniu każdego wyścigu jest naprawdę niezrównany. Mocno wierzę, że moje zdrowie pozwoli mi ukończyć jeszcze wiele długodystansowych wyścigów, zanim przejdę na sportową emeryturę.